Jak pewnie łatwo się domyślić „Polowanie” to debiut książkowy autora, jednakże nie trzeba się go obawiać, bo autor daje radę.
Jak pewnie łatwo się domyślić „Polowanie” to debiut książkowy autora, jednakże nie trzeba się go obawiać, bo autor daje radę.
Klimaty dalekiego wschodu, a zwłaszcza Japonii, fascynują sporą grupę czytelników w naszym kraju. Znacząco przyczyniły się do tego seriale animowane anime, puszczane na legendarnym już kanale Polonia 1, albo kultowy serial „Szogun” z 1980 roku, stwarzając z dzisiejszych trzydziestolatków (między innymi autora recenzowanej książki, jak i samego recenzenta) pierwsze pokolenie, które masowo złapało japońskiego bakcyla. Dlatego klimaty kraju kwitnącej wiśni zmieszane z polskim piórem zaintrygowały mnie. Choć zdaję sobie sprawę, że w przypadku Arkadego Saulskiego ta fascynacja sięga głębiej poprzez powiązania rodzinne, o których nie raz w swoich wypowiedziach wspominał.
Wyobraźcie sobie, że żyjecie w świecie, gdzie bogowie schodzą między ludzi. Razem piją, czasem uderzają w konkury do pięknych i nadobnych panien, czasem jak rasowy Zeus muszą ulżyć potrzebom, ale jednak zapewniają światu porządek i wszystko toczy się swoim torem. Lepiej lub gorzej, ale idzie przywyknąć. Są także Naukturowie, mroczne bóstwa, kojarzące się raczej z mniej przyjemną częścią egzystencji. Ot, wampiry, demony i inne „złe dżedaj”.
Morowa Dziewica. Bisurkania. Mokosza. Zmora. Rusałki. To jedne z wielu fantastycznych postaci, na których spotkanie wyrusza czytelnik wespół z bohaterami Żertwy. Choć zdarzają się pozytywne wyjątki, to jest ich naprawdę mało – w opowiadaniach niebezpieczne konfrontacje znacznie przeważają i często mają przerażające konsekwencje dla śmiertelników nienależących do słowiańskiego świata natury i demonów.
Czternastego kwietnia w sklepach pojawiła się kolejna część historycznego cyklu Jacka Komudy. Tym razem autor bawi się faktami historycznymi, dodaje własne pomysły i odrobinę dawnych wierzeń. Czy to mogło się udać? Lektura książki nie pozostawia wątpliwości.
„Amelka Kieł i bal barbarzyńców” autorstwa Laury Ellen Anderson to literatura dla najmłodszych, lecz nie oznacza to, że dorośli nie skorzystają na tej rozrywce, a najwięcej mogą znaleźć początkujący pisarze-fantaści. Książka została wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Bywa czasem tak, że kilka osób chce wypowiedzieć się o jednej książce. W naszej redakcji również. Jednak to dobrze, bowiem każde z nas różnie analizuje książki oraz porusza się w innej skali ocen. Tym razem „Trupokupców” na warsztat wzięły dwie osoby, dwa różne spojrzenia. Czy im spodobała się lektura? Przeczytajcie sami.
Upadek Gondolinu to trzecia z Wielkich Opowieści. Wydawca opisał tę publikację jako Święty Graal miłośników twórczości Tolkiena. Powieść powstała na bazie rękopisu odnalezionego w pozostawionym przez pisarza archiwum, napisana została najprawdopodobniej na początku 1917 roku w Great Haywood w Staffordshire w czasie rekonwalescencji Tolkiena po bitwie nad Sommą. W swoich pamiętnikach pisał, że Upadek Gondolinu był „pierwszą prawdziwą opowieścią” o Śródziemiu.
W literaturze weird fiction zaciera się granica jawy i snu. Odbiorca jest wyrzucany na peryferia realności, nurza się w absurdzie, zatapia w lękach, obsesjach i powracających uporczywie traumach. Język i obrana forma często nie wystarczają, aby wyrazić to dojmujące uczucie niesamowitości i przedziwnej grozy. W swoim przenikliwym eseju Lalka i perła Olga Tokarczuk pisze: „Największym wyzwaniem dla języka jest opowiedzenie snu. Co by było, gdyby literatura okazała się jakimś rodzajem zapisanego zbiorowego snu?”. I właśnie o snach – a może i nawet częściej: koszmarach – traktuje wiele opowiadań z (nomen omen) Snów umarłych. Oto ostatnia część recenzji zeszłorocznego już zbioru – obszernego i wymagającego.
Dobrych antologii nigdy za wiele, zwłaszcza w dobie dominacji powieści, lecz krótkie formy prozatorskie podnoszą głowę. Powstaje coraz więcej projektów antologii, konkursów oraz czasopism specjalizujących się w opowiadaniach. I wśród tego grona pojawiają się Fantazmaty.