Z wielką mocą wiąże się duża odpowiedzialność – recenzja „Kruków” Moniki Maciewicz
Monika Maciewicz ponownie zaprasza nas do świata słowiańskiej magii, pełnej mitycznych stworów, niepokornych i uzdolnionych wiedźm oraz nowych konfliktów zagrażających życiu śmiertelników. Spotykamy znane z pierwszej części bohaterki, poznajemy nowe postacie oraz dowiadujemy się więcej o wierzeniach i życiu naszych przodków.
Biwia, znana już wszystkim jako Wiedma, jasnowidząca i niosąca pomoc potrzebującym, zostaje wciągnięta w wir wydarzeń, od których rozwoju zależy życie kobiety i tych, którzy są jej najdrożsi. Posłańcami mrocznych wieści są kruki – stworzenia inteligentne i posiadające wiedzę dostępną jedynie wybranym ludziom. Ich skupisko wokół grodu Mściwoja i dziwne zachowanie zwracają uwagę Żercy, opiekuna świątyni Swaroga, który jednak czuje się bezsilny wobec stawianych przed nim wymagań. Zwraca się więc z prośbą o pomoc do Wiedmy, lecz ta zmaga się nie tylko ze swoimi mocami, których nadal nie do końca pojmuje, ale także ze zwykłymi, przyziemnymi rozterkami – osamotnieniem i potrzebą ciepła drugiego człowieka. Odarta przez los z mężczyzn, których kochała, Wiedma szuka ukojenia w ramionach żonatego Siemowita. Ten związek jest jednak źrodłem wielu przykrości i emocji, z którymi Biwia nie potrafi sobie poradzić. Wiedziona zazdrością i złamanym sercem dopuszcza się czynów, których konsekwencje odczuwa do niemal ostatnich stron powieści. Autorka kreuje przed nami bohaterkę niejednoznaczną – Biwia jest nie tylko wiedzącą, posiadającą duże magiczne zdolności i niosącą wyłącznie pomoc wiedźmą. To także człowiek, którego emocje, nie zawsze pozytywne, czasem biorą górę i są trudne do okiełznania. Biwia jest w takim samym stopniu Wiedmą, co Wiedma Biwią – magiczne moce i związana z nimi odpowiedzialność nie wymazują człowieka, który niekiedy własne interesy przedkłada nad dobro innych. To sprawia, że główna bohaterka nie jest postacią papierową, ale nadaje jej głębi i igra z powszechnym, binarnym podziałem na dobro i zło, pokazując, że każdy z nas ma w sobie pierwiastek jednego i drugiego.
Kruki to także opowieść o konfliktach zbrojnych i problemach społecznych, którym musi stawić czoła główna bohaterka, nawet kiedy nie chce lub nie czuje się odpowiednio do tego przygotowana. Autorka porusza kilka ciekawych wątków, które, moim zdaniem, można by pociągnąć nieco dłużej i wydobyć z nich jeszcze więcej. I tu znów pojawia się problem, o którym pisałam przy okazji pierwszej części tej historii, Wiedmy [https://magazyn.bialykruk.org/byc-wiedzma-to-wcale-nie-taka-prosta-sprawa-recenzja-wiedmy-moniki-mackiewicz/] – nie do końca wiadomo, co miało być głównym elementem przedstawianej historii. Mam tu na myśli przede wszystkim z jednej strony konflikt z Pieczyngami, a z drugiej tajemnicę zaczarowanego jeziora. Oba wątki mają tak naprawdę potencjał na bycie wiodącymi w osobnych częściach. Brakowało mi także innych wiedźm – o ile Dobromiłka i Musza często towarzyszyły i pomagały Biwii, o tyle zabrakło mi między innymi postaci charyzmatycznej Caryczki, która stała się postacią dalekoplanową, a mogłaby wprowadzić niemałe zamieszanie do fabuły. Interesujący i przecież znaczący dla opowiadanej historii jest także wątek relacji czarownic z ich wybrankami – znaczący, bo Biwia przez całą powieść zmaga się z rozterkami serca i obezwładniającą samotnością. Jak wygląda związek Wieńczysławy i Kościeja? Jak Lota radzi sobie z utratą ukochanego i żyje z jego cieniem? Czy żałoba kiedyś mija i jak sobie z nią poradzić? Gdyby Biwia częściej wchodziła z nimi w interakcję, być może byłaby w stanie łatwiej poradzić sobie z targającymi nią problemami.
Seria Macewicz ma szansę na zostanie herstoryczną opowieścią o kobiecej sile i solidarności, o prawie do decydowania o swoim ciele i o wewnętrznych różnicach, które czasem są przyczyną konfliktów, a czasem okazją do nauki i poszerzenia swoich horyzontów – czyli wszystkiego, czego potrzebuje współczesna literatura ukazująca aktualne problemy.
Tym, co rzuciło mi się w oczy, to swoboda, z jaką autorka przedstawia kolejne losy Biwii. Widać, że lepiej operuje słowem i kreśli przed czytelnikami obrazy, które łatwo sobie zwizualizować. W porównaniu z pierwszą częścią pod względem językowym Kruki zdecydowanie stoją ponad Wiedmą.
Ponownie wyrażam nadzieję, że pojawią się kolejne tomy, w których autorka nieco zwolni z wielowątkowością, a przybliży nam bohaterki, z którymi być może wiele i wielu z nas będzie mogło się utożsamić. Z chęcią przeczytałabym dalszą opowieść o walce Biwii z demonami słowiańskimi i jej własnymi, a także poznała historię innych wiedźm. Oby kolejne części (jeśli takowe powstaną!) pokazały pełny potencjał kobiecej solidarności. Bo to, że niezależność i wspólnota dodadzą skrzydeł każdej z nas, autorka już pokazała.
Zachęcam do czytania, jednak uprzedzam – warto odświeżyć sobie wydarzenia poprzedniej części, by Kruki nie powodowały konsternacji jak u Żercy.
Agata Gołąbek