Odsłonić zasłonięte. O „Okultyzmie i nowoczesności” Krzysztofa Grudnika

Krzysztof Grudnik podjął się zadania tyleż trudnego, co zdawałoby się, że niemal niewykonalnego. Tytuł jego pracy naukowej – Okultyzm i nowoczesność – wyszczególnia bowiem dwa pojęcia, których pojemność znaczeniowa i liczba rozmaitych odniesień przez nie generowanych są przeogromne i potężne. Ów tytuł zapowiada zatem opowieść przepastną, narrację, która musi zaprzęgnąć do zbadania tak określonego przedmiotu badawczego cały szereg niezbędnych narzędzi, aby ten niewyczerpalny temat starać się choć w części wyczerpująco przedstawić.

Nowoczesność stanowi termin, który obrabiano chyba ze wszystkich możliwych stron. Nie bez powodu profesor Maciej Parkitny w swoim klasycznym już artykule pisał o ekwiwokacyjnym galimatiasie, tj. definicyjnym zamęcie, chaosie, jaki wiąże się z nowoczesnością i próbą jej teoretycznego uchwycenia. Liczba użyć tego wyrazu jest tak duża, że w efekcie niemożliwe staje się objaśnienie nowoczesności, która co rusz przykrywana jest wieloma analizami. Podobnie rzecz wygląda w przypadku okultyzmu i listą innych pokrewnych mu terminów, w rodzaju ezoteryzmu, ezoteryki, magii czy mistyki.

Nic zatem dziwnego, że pierwsze dwa rozdziały pracy Grudnika traktują właśnie o sprawach terminologicznych i tych związanych z metodologią. Wymowny jest tytuł drugiego z nich, brzmiący „Ogólnie i niejasno wszyscy wiemy”, bo w istocie z wieloma przytoczonymi powyżej pojęciami tak się właśnie sprawy mają. Aby więc zachować naukowy charakter dzieła, Grudnik musi z tym wszystkim jakoś się rozprawić.

I jak przystało na autora, który w swojej pracy wielokrotnie korzysta z narzędzi nowoczesnej humanistyki (o czym wspomnę jeszcze później), stwierdza on w podsumowaniu, że w gruncie rzeczy występuje tu „brak możliwości jednoznacznego i rozstrzygającego ustalenia ich definicji”, terminy te cechuje „nieostrość”, „wydają się one konstruktami akademickimi”, zależnymi od zmienności historycznej i przyjętej perspektywy naukowej, i nie sposób otrzymać „odpowiedzi ostrej i jednoznacznej”. Dodatkowo rzeczone pojęcia „wchodzą ze sobą w relacje, tworzą system składający się z innych jeszcze pojęć”. Najlepiej zatem, przekonuje Grudnik, jeżeli to autor, badacz omawiający w swojej pracy jakiś temat z tymi pojęciami związany, przedstawi własne stanowisko, własne definicje, sposoby, na jakie on rozumie te terminy. Podejście takie zdaje się chyba rzeczywiście najlepsze i takie też przyjmuje tu Grudnik.

Przebrnięcie przez te pierwsze rozdziały Okultyzmu i nowoczesności – wspomniane dwa, a także kolejny, trzeci, podejmujący wzmiankowany rozległy temat moderny – nie należy do zadań najłatwiejszych. Trzeba pamiętać, że mimo wszystko – niezależnie od atrakcyjności podjętego przez autora tematu – mamy jednak nadal do czynienia z pracą naukową. Jak przystało zaś na pracę naukową, jej zadaniem powinno być objaśnienie pewnych zagadnień, podstawowym celem przekazanie odbiorcy wiedzy w podjętej dziedzinie. I w istocie aspekt poznawczy tego dzieła jest jego walorem największym, o którym warto, a nawet należy tu wspomnieć.

Nie tylko osoby jako tako zainteresowane ezoteryzmem, ale też te, które z obszarami tymi nie miały za wiele do czynienia, znajdą tu tematy, z którymi się może nie zetknęły, uzupełnią swoją wiedzę, dotrą do zagadnień interesujących i inspirujących, które być może zachęcą do podjęcia kolejnych badań, wysuwania następnych spostrzeżeń. Należy bowiem podkreślić, że Grudnik zajmuje się w większości problemami jeśli nie peryferyjnymi czy bardziej lub mniej marginalizowanymi, to na pewno dla niektórych przestarzałymi, albo może, żeby wyrazić to inaczej: „oldschoolowymi”. Choć autorzy w rodzaju Stefana Grabińskiego lub Tadeusza Micińskiego zdają się wracać do łask, to nadal nie znajdują się w głównym nurcie, w przeciwieństwie do choćby Lovecrafta, który zresztą również się tu pojawia.

Na dodatek Grudnik nierzadko zestawia dzieła tych pisarzy z nurtami humanistyki (po)nowoczesnej, operującej np. koncepcjami psychoanalitycznymi czy postkolonialnymi. Pojawiają się zatem dość syntetycznie, ale i porządnie przedstawiony Lacan; Freud, którego Grudnik ukazuje nad wyraz interesująco – nie tyle jako badacza ludzkiej psychiki i podświadomości, ile właśnie jako okultystę; mamy też koncepcje Junga przy świetnym omówieniu Ulicy Dziwnej, czyli równie znakomitego opowiadania Franciszka Mirandoli, czy współczesnego autora fantastyki, Roberta Antona Wilsona, z promowaną przez niego koncepcją tuneli rzeczywistości.

Wracając do napomkniętego aspektu poznawczego, nie można nie przywołać dobrze zaprezentowanego przez Grudnika Crowleya, którego – znów nurty najnowsze – zestawia z postmoderną, celnie interpretując thelemę, jego system magiczno-filozoficzny (albo dla niektórych religijny), oraz jej praktyczną realizację w postaci magiji. Crowley jawi się tu jako pragmatysta, zafascynowany James i Nietzschem. Grudnik postarał się również przy wyczerpującym omówieniu historii mesmeryzmu czy magicznego wymiaru poezji Leśmiana (badacz podkreśla m.in., że „magiczna nomenklatura występuje w wierszach Leśmiana niezwykle często”) i zwłaszcza to ostatnie jest rzeczą, której się w tym dziele nie spodziewałem. Ujmując sprawę najkrócej: dowiedzieć się z Okultyzmu i nowoczesności można naprawdę wiele.

Technika, jaką stosuje Grudnik – tzn. wykorzystywanie narzędzi nowej humanistyki do omawiania dzieł nie najnowszych – nie stanowi zupełnie nowatorskiego pomysłu, bo prace nawet staropolskie (!) badali już (i badają) w ten sposób choćby toruńscy profesorowie Obremski i Bohuszewicz. Jest to jednak zabieg niemal zawsze interesujący, będący źródłem szeregu inspiracji. Przypominają się tu również artykuły, gdy w sposób ponowoczesny omawiano dzieła choćby Grabińskiego (jak czynił np. Dariusz Brzostek, przedstawiając w psychoanalitycznym świetle Kochankę Szamoty) czy Słowackiego (tu na uwagę zasługują m.in. ukazanie przez Danutę Danek w nurcie też psychoanalizy dzieła Godzina myśli czy postkolonialne uchwycenie przez Dariusza Skórczewskiego Snu srebrnego Salomei). Grudnik podkreśla postmodernistyczny charakter dzieł szczególnie w przypadku eksperymentalnych i rzeczywiście niezwykłych jak na czas ich powstania powieści Micińskiego – synkretycznych, palimpsestowych, operujących szeregiem najróżniejszych kodów kulturowych – które właściwie wciąż czekają na dalsze ich odkrywanie i głębinową eksplorację (choć nie można pominąć takich dokonań jak np. ogromne opracowanie Xiędza Fausta w wydaniu Wojciecha Gutowskiego).

Jest zatem praca Grudnika w swojej treści bardzo bogata, świetna pod względem poznawczym i niewątpliwie inspirująca, zachęcająca do lektury wielu dzieł (często marginalnych) tak pierwszej, jak i kolejnej, z uwzględnieniem uruchomionych przez badacza kontekstów. Ale obok treści stoi jeszcze forma – i tu, niestety, jest według mnie nieco słabiej. Nie chodzi o to, że Grudnik nie potrafi pisać albo że popełnia błędy – przeciwnie, jego styl jest dopracowany, precyzyjny i naukowy, a wywód prowadzony konsekwentnie i logicznie. Problem polega na tym, że nie widzę tu niestety polotu, nie odczuwam tej inspiracyjnej siły; Grudnik nie bawi się za bardzo zasobem leksykalnym, nie fantazjuje w obszarze składni, nie odlatuje metaforycznie. Szkoda, bo to bardzo mogłoby urozmaicić tę pracę, która jednak jest dosyć „ciężka”, głównie za sprawą wspomnianych pierwszych rozdziałów.

W tej materii – tj. niezwykłej równorzędności formy i treści – niedościgłym dla mnie mistrzem pozostaje Artur Hutnikiewicz jako autor m.in. kanonicznego podręcznika o epoce Młodej Polski czy kapitalnej monografii poświęconej Grabińskiemu. To pisarz – bo tak też można go nazwać – od którego, moim zdaniem, można uczyć się polszczyzny i konstruowania zdań, przedstawiania treści w taki sposób, żeby pobudzać nieustannie zainteresowanie odbiorcy. Warte wspomnienia w obrębie formy są też choćby prace Marii Podrazy-Kwiatkowskiej, również zajmującej się dość obszernie zagadnieniami młodopolskimi.

Wracając zaś do treści, trzeba wspomnieć o kilku potknięciach występujących w dziele Grudnika. Obok literówek (z którymi, jak wiadomo, trudno się walczy, zwłaszcza gdy dzieło jest tak spore) pojawiają się gdzieniegdzie błędy rzeczowe: np. Zgroza Opętani to nie tytuły powieści Ewersa, ale zbiorów opowiadań (s. 270), a Młoda Polska z pewnością nie trwała w latach 1830–1918 (s. 261). Mam też pewien kłopot z dość jednostronną uwagą Grudnika, w której przekonuje, że „niechęć do dogmatycznych i zinstytucjonalizowanych religii” prowadziła „większość okultystów do odrzucenia chrześcijaństwa” (s. 68). Jakkolwiek nastawienie antychrześcijańskie często jest znamiennym komponentem ujęć postmodernistycznych, tak nie zawsze pozostaje najzasadniejsze, również w kontekście historii ezoteryzmu, która wykazuje jeszcze większą złożoność, niż można by sądzić.

Oczywiście, mimo że taka np. Helena Bławatska rzeczywiście odrzuca zachodnią tradycję chrześcijańską i intensywnie inspiruje się Wschodem, a Crowleya cechuje „głęboka wrogość wobec etyki chrześcijańskiej” (s. 118), to jednak nie można zapominać o całym wielkim nurcie chrześcijaństwa ujętego w sposób heterodoksyjny, czyli nastawiony na przeformułowanie tej tradycji w nurcie ezoterycznym czy też synkretycznym. Autor Okultyzmu i nowoczesności wspomina, że „w większości przypadków modernistycznych zakonów magicznych rzeczywiście ich doktryna występowała przeciwko (przynajmniej ortodoksyjnie rozumianemu) chrześcijaństwu” (s. 120), ale wątek ten nie jest jednak rozwijany i Grudnik skupia się bardziej np. na zwrocie neopogańskim.

Heterodoksja pozostaje zaś faktem i w istocie wielu okultystów inspirowało się religią chrystusową, wznosząc na niej systemy własne. Czynił tak np. Papus czy Hoene-Wroński, polski filozof i okultysta, którym ten pierwszy – określany jako jeden z najważniejszych zachodnich ezoteryków swoich czasów – bardzo się inspirował, zwłaszcza w kontekście kabały (w wiekach XIX i XX również często rozumianej w nurcie właśnie chrześcijaństwa heterodoksyjnego). Co więcej, jak podkreślają współczesne badaczki okultyzmu Monika Rzeczycka i Izabela Trzcińska: „Zwolenników polskiego ezoteryzmu charakteryzowało […] duże przywiązanie do chrześcijaństwa, interpretowanego zazwyczaj w sposób dość swobodny, a nawet gnostycki. Właśnie w specyficznie polskim eklektyzmie i synkretyzmie zyskały swój wyraz liczne alternatywne koncepcje światopoglądowe, odnoszące się zarazem do kwestii rozwoju indywidualnego, jak i przestrzeni społecznej, a także wizji historiozoficznych”. Ezoteryzm – tu w wydaniu ściśle polskim – okazuje się zatem systemem nierzadko na pierwszy rzut oka sprzecznym, w którym autorzy łączą chrześcijaństwo z ezoteryzmem, a mistykę z nauką (to drugie to kolejny rozległy temat, np. quasi-naukowe badanie ciała astralnego). Wymienić można wielu okultystów z ubiegłego wieku, którzy zajmowali stanowisko heterodoksyjne: to np. Józef Jankowski, Jan Hadyna, Tarło-Maziński, słynny w swoim czasie Świtkowski czy (do pewnego momentu życia) filozof Wincenty Lutosławski. Ezoteryzm jest tak niezwykle ciekawy właśnie ze względu na rozmaite sprzeczności, jakie odsłania, i odmienne stanowiska, jakie w sobie gromadzi.

Odsłania też zatem lęki swoich epok, przedstawia światopoglądowe i kulturowe transformacje, jakie dokonały się w sposób mniej lub bardziej widoczny. Krzysztof Grudnik w swojej pracy wiele z tych aspektów właśnie odsłonił – sprawił, że zagadnienia, którymi zajmowano się rzadziej lub wyłącznie w hermetycznych kręgach akademickich, wypłynęły na wierzch, zabrzmiały głośniej i wyraźniej, co jest bodaj najwyższą zaletą jego dzieła. Autor nie kryje się zresztą z tym, że uważa, iż jego „praca […] ma na gruncie polskiej nauki charakter cokolwiek pionierski” (s. 368). Jakkolwiek jest to teza dosyć odważna (np. w świetle dotychczasowych dokonań wyżej wzmiankowanych współczesnych badaczek), to świadczy o samoświadomości twórczej i badawczej Grudnika i przekonuje, że w zagadnieniach, którymi się zajmuje, porusza się sprawnie i umiejętnie. O czym najlepiej świadczy Okultyzm i nowoczesność.

Praca ta – tak jak ezoteryzm sam w sobie – zbiera rozmaite, sprzeczne często zagadnienia, łączy przeszłość z nowoczesnością, powraca do dawnych dzieł, odkurza je i odsłania ich charakter wywrotowy i postmodernistyczny. To tematy, które z pewnością zainteresują nie tylko filologów czy pasjonatów literatury dawniejszej, ale w ogóle wszystkich, których ciekawią kulturowe przemiany naszego świata. Magia, choć tak osobliwa i ukryta, okazuje się tego świata częścią integralną, intensywnie go współtworzącą.

Michał Pleskacz