W literaturze weird fiction zaciera się granica jawy i snu. Odbiorca jest wyrzucany na peryferia realności, nurza się w absurdzie, zatapia w lękach, obsesjach i powracających uporczywie traumach. Język i obrana forma często nie wystarczają, aby wyrazić to dojmujące uczucie niesamowitości i przedziwnej grozy. W swoim przenikliwym eseju Lalka i perła Olga Tokarczuk pisze: „Największym wyzwaniem dla języka jest opowiedzenie snu. Co by było, gdyby literatura okazała się jakimś rodzajem zapisanego zbiorowego snu?”. I właśnie o snach – a może i nawet częściej: koszmarach – traktuje wiele opowiadań z (nomen omen) Snów umarłych. Oto ostatnia część recenzji zeszłorocznego już zbioru – obszernego i wymagającego.