Jak pisać o branży po*no bez żenady? Recenzja książki: “Camgirl” Krzysztofa Piersy
Od pierwszej zapowiedzi dosłownie bałem się tej książki. Znam twórczość Krzyśka, jak i jego samego, od paru lat i pomimo wiary w jego możliwości obawiałem się, że tak trudny temat go pokona. Umówmy się, tytułowa branża pokonywała nawet największych. Z tego powodu czytałem książkę z większym napięciem i uwagą niż zwykle, czasami nawet wracając do najbardziej newralgicznych momentów. Taka analiza przyniosła mi odpowiedź na pytanie będące tematem dzisiejszej recenzji: wiem już, jak pisać o płatnych zbliżeniach międzyludzkich.
RECENZJĘ MOŻESZ PRZESŁUCHAĆ W FORMIE PODCASTU:
Doskonale wiem, jak śmiesznie brzmi to określenie. Niestety regulaminy portali, na których pojawi się ta recenzja, narzucają pewne ograniczenia, a z nimi walczyć nie sposób. Podobnie nie mógł Krzysiek walczyć w “Camgirl” z pewnymi ryzykownymi scenami, których nie można poruszając ten temat nie pokazać. Jednak zanim o nich powiem, czas na zarys fabuły.
Rzucony przez najpiękniejszą dziewczynę na roku Ernest szuka pocieszenia wśród Camgirl – dziewczyn robiących erotyczne show za pośrednictwem kamer internetowych. Jedna z nich szczególnie przyciąga jego uwagę. Tajemnicza Kitsune, skrywająca się za lisią maską, staje mu się bardzo bliska. Nie wie jednak, jak bardzo blisko siebie są w rzeczywistości. Tak prezentuje się skrócony przeze mnie opis okładkowy, który całkiem trafnie zarysowuje fabułę na tyle, że mogę spokojnie recenzować dalej. Użyłem go tutaj w jeszcze jednym celu: nie mogę zdradzać imion żadnej z postaci, poza imieniem Ernesta, a jakoś musiałem o fabule wspomnieć. Brak imion ma tu kluczowe znaczenie.
Wokół Ernesta i Kitsune kręci się większość fabuły. Raz skupiamy się na nim, a raz na niej, zależy czyje emocje w danym momencie mogą nam zakomunikować więcej. Mamy tutaj do czynienia z historią, która próbuje przybliżyć czytelnikowi życie dziewczyn pracujących na kamerkach, pokazać ich emocje, rozterki czy problemy życiowe. Bardzo łatwo było się wywalić na takiej historii: spłycając, pomijając lub wyolbrzymiając jakiś element, co zachwiałoby tak pieczołowicie budowaną historię.
Ernest jest chłopakiem nieco pierdołowatym i trochę zagubionym. Nie jest doświadczony w kontaktach z kobietami więc głównie jest wycofany, milczy zamiast coś powiedzieć albo robi to, co mu ktoś powie, bo sam będzie stał jak kołek. Taka postać trafia do świata camgirl i zaczyna powoli łapać, jeśli można to tak ująć.
Możesz tego nie wiedzieć, ale na kamerkach masz możliwość czatu na żywo z akurat występującą osobą, co Ernestowi pozwala zyskać trochę obycia w erotycznych zbliżeniach. Żeby tego było mało, pewna przyjaciółka zaczyna uczyć go podrywu, i to dosłownie. Pokazuje mu, jak być zdecydowanym, co kobiety mogą polubić i czego ma nie robić. Taka szkoła życia z czasem zaczyna przynosić jakieś efekty i bohaterem zaczyna się interesować jego eks. Na nieszczęście obojga, pojawia się ktoś trzeci. W takim trójkąciku nasi bohaterowie muszą sobie jakoś radzić. Każde ma jakieś problemy, każde coś udaje i każde nie do końca mówi całej prawdy.
Fabuła zagmatwana jak 150, ale w żadnym wypadku nie oznacza to, że jest zła. Cały ciężar z powodzeniem dźwigają wykreowane przez Krzyśka postaci. Charakter Ernesta już znasz, więc mogę jedynie dodać, że wyszedł wiarygodnie do tego stopnia, że widzę w nim odbicie kilku swoich znajomych. Drugą ważną postacią jest Kitsune, o której, znowu, nie mogę za wiele powiedzieć, żeby nie zdradzić kto to jest. Ciut przy dużo informacji i pierwsze 50 stron książki nie tyle przyjemności, ile powinno. O Kitsu powiem tylko tyle, że jest postacią złożoną, jej zachowania są raczej nieprzewidywalne i to na jej barkach jest cała ta dramaturgia i napięcie, jakie czułem podczas czytania.
O pozostałych postaciach nie powiem równie dużo, bo nie są jakoś specjalnie rozbudowane. Fabuła skupia się na dwójce głównych bohaterów, a postacie dodatkowe funkcjonują głównie jako motor napędowy w relacji Ernesta i Kitsu. Przy takiej konstrukcji fabuły nie można zbyt wiele od nich wymagać poza “spełnij swoją funkcję i nara”, więc zbudowane są na zasadzie: jedna, góra dwie cechy, jeden cel i tyle. Oczywiście nie jest to zarzut wobec Krzyśka, co to to nie. Po prostu więcej nie było trzeba, bo i po co rozbudowywać postaci, na których czytelnik się nawet nie skupi. Czytając “Camgirl” miałem tak, że szkoda mi było tracić czasu na poznawanie historii innych ludzi poza tą Ernesta i Kitsu. Ich relacja jest tak elektryzująca i ciekawa, że olałbym bardziej skomplikowane watki innych bohaterów.
Na szczęście nie musiałem niczego pomijać ani czytać 5 razy, bo nie zrozumiałem co autor miał na myśli. Jest to zasługa świetnego warsztatu Krzyśka, którego czyta się tak dobrze, że niektórzy wielcy polskiej literatury mogliby się od niego uczyć. Zdania są tak płynne, słowa dobrane tak precyzyjnie i tempo jest tak skomponowane, że nic dodać nic ująć.
Chyba stworzę petycję, żeby Krzysiek wydawał minimum 4 książki w roku, bo szkoda takiego talentu marnować i mówię serio. Trudne do napisania sceny zbliżeń, które zazwyczaj wywołują u mnie odruchy wymiotne, w “Camgirl” zostały przedstawione tak elegancko, że nawet brew mi nie pykła podczas ich czytania. Jedynym problemem byli przy takich scenach inni pasażerowie komunikacji miejskiej, przed którymi musiałem ukrywać co pikantniejsze strony. Ale to nie wina książki, tylko ich, bo stali za blisko.
Bardzo istotne w tej książce było dla mnie podejście autora do tematu. Krzysiek na szczęście wykazał się swoim terapeutycznym podejściem, więc przeanalizował kwestię sexworkingu i przedstawił ją z należytym szacunkiem. Dzięki temu fabuła prócz rozrywki ma też drugą warstwę, nazwę ją: edukacyjną. Autor dość dokładnie przedstawia problemy osób, które pracują w tej niekoniecznie szanowanej branży. Czytamy o problemach z zaufaniem, o braku pewności w sferze miłosnej i o problemach w oddzieleniu klienta od kogoś więcej. Problemów jest oczywiście wiele, ale nie chcąc spoilerować ograniczyłem się do takich ogólników.
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiej głębi. Myślałem, że Camgirl będzie po prostu romansem urozmaiconym tematem kamerek. Wyszło jednak coś, co oprócz trzymającej w napięciu fabuły porusza tematy, którymi zajmuje się przeważnie literatura faktu. To zaskoczenie przyniosło mi pewną konkluzję. Camgirl jest jedną z najlepszych książek tego roku, którą polecam każdemu, komu nie straszne są ostrzejsze sceny w literaturze.
Czas odpowiedzieć na pytanie z tytułu: jak pisać o branży pornograficznej tak, żeby w czytelniku nie wywołać ciar żenady ani odruchów wymiotnych? Otóż trzeba pisać tak, jak pisze Krzysiek. Nasz dzisiejszy bohater trafnie analizuje problem, opisuje go z gracją i odpowiednią delikatnością. Przy tym wszystkim nie spieszy się, daje czytelnikowi i bohaterom odpowiednio dużo czasu na przemyślenia oraz pozwala na wybór odpowiedniej reakcji. Gdyby tak napisanych romansów i dramatów było więcej, to może w końcu ludzie nauczyliby się czegoś o życiu i o innych ludziach, zamiast robić głupoty i pisać jeszcze większe głupoty w internecie. Z taką puentą kończę recenzję. Do usłyszenia i do zobaczenia w internecie!
Michał Oziębły