„Zwiastunka”, czyli nie bardzo wiem, o co w tym wszystkim chodzi.

„Zwiastunka” to debiut literacki Bartosza Sztobryna. Autor jest filozofem z wykształcenia, co kładzie się wyraźnym cieniem na całą książkę.
Główną bohaterką jest Ola, „zbuntowana nastolatka z małego miasteczka”, która się nudzi, imprezuje i chętnie unika szkoły, pozując przy tym na punkówę (chociaż dotyczy to głównie stroju). Wychowywana przez samotną matkę, która ma problem z alkoholem, młoda dziewczyna „codzienność osładza sobie wagarami, imprezami oraz używkami”. Poznajemy ją, kiedy wraz z grupą znajomych włóczy się, szukając nie wiadomo czego. Zaczyna się zupełnie nieźle: wyraziste postacie, dobrze opisane otoczenie. Trochę mroczne, lepkie, bardzo realistyczne i wciągające. Zapowiada się fajnie.
Można spodziewać się młodzieżówki. Autor postanowił jednak napisać książkę nie tylko dla nastolatków, co nie oznacza również, że tylko „dojrzali” czytelnicy mogą sięgnąć po „Zwiastunkę”.
Nudne życie bohaterów zmienia się, kiedy spotykają brata Jana i jego naśladowców, początkowo kojarzących się z wyznawcami Hare Kriszny – ale to inna bajka. Na skutek dość nieoczekiwanego splotu okoliczności Ola dostaje się „pod opiekę” Stowarzyszenia Odnowy Ducha, a książka zaczyna robić się nudna.
W sekcie wszyscy są mili, a ona wreszcie czuje się na miejscu, ale tu nie ma happy endu. W końcu dobrze wiemy, że sekty są złe ☻ Okazuje się, że Jan chce wykorzystać Olę, jednak w sposób zupełnie inny niż można by myśleć, wcześniej zmieniając jej imię na Gabriela. Pojawia się wątek eksperymentów z przekazywaniem energii między ludźmi i budzeniem uśpionych mocy. Ola/Gabriela staje się trochę Wonder Woman, ale nie do końca.
I tu zaczęły się już problemy z moim odbiorem książki. Zbyt wiele wątków i narracji zaczęło mi się po prostu mieszać:
– narracja brata Jana – autor z wykształcenia jest filozofem, postanowił więc podzielić się z nami swoimi filozoficznymi przemyśleniami, tworząc z nich wykładnię sekty. Pojawia się język nieco napuszony, udziwniony, przeintelektualizowany;
– narracja doktora Tsomo odpowiedzialnego za medyczną stronę „budzenia” mocy Gabrieli/Oli;
– narracja nie wiadomo skąd biorących się dziennikarzy internetowych kreujących nową rzeczywistość i szczujących czytelników jednych na drugich;
– i wreszcie przemyślenia samej bohaterki, raz Oli, raz Gabrieli, która sama nie wie tak do końca kim jest.
Jak dla mnie jest chaos. Mam z tą książką spory problem, bo pojawiały się momenty, w których mówiłam sobie: nooo wreszcie się rozkręca. Ale po kilku stronach znowu zaczynała się nuda i bałagan. Nie wiem, kto kogo wynajął (ani tak naprawdę do czego), dlaczego w pewnym momencie zaczynają się morderstwa ani dlaczego Ola decyduje się na ucieczkę, chociaż Jan uznaje ją za zwiastunkę. Pojawia się przecież tekst: „Jesteś Zwiastunką! Pierwszą, która wskazuje kierunek ludzkości. Pierwszą, która pomoże nam zatoczyć koło i powrócić do czasów świetności, kiedy rzeczy dziejące się w legendach były prawdziwe”, jednak ta przepowiednia nie trafia ani do mnie, ani do Oli.
To nie jest zła książka, ale mam wrażenie, że autor nie do końca wiedział, co chce napisać. Czasami wydaje mi się, że niektóre akapity (ba, nawet strony) są zupełnie niepotrzebne, ale zostały, bo w sumie jak już się napisały, to niech zostaną. Myślę, że gdyby „Zwiastunkę” skrócić, bardziej skondensować, byłaby ciekawsza i łatwiejsza w odbiorze. Czy warto ją przeczytać? Nie wiem, serio, nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Jeżeli szukasz łatwej lektury, to szukaj czegoś innego. Jeżeli lubisz książki nieoczywiste, w których trudno się połapać – „Zwiastunka” jest stworzona dla Ciebie.
Janina M. Zabielska