Sygnał z kosmosu – recenzja książki „Bóg Zero Jeden” Michała Kłodawskiego
Bóg Zero Jeden, Michała Kłodawskiego podejmuje temat pierwszego kontaktu i spotkania z nieznanym, a jednocześnie to powieść biorąca na warsztat jak zawsze ciężki, skomplikowany i zdradliwy temat religijności oraz boskości, ale widziany przez pryzmat nauki, technologii i racjonalnego umysłu, a przynajmniej przez większą część powieści.
W wyniku odebrania sygnału, a raczej wiadomości o niespodziewanej treści, mówiącej, że nadawca jest naszym bogiem, ludzie wysyłają ekspedycję. Wyposażony w hibernatory statek leci do celu, a na miejscu niektórym członkom załogi szybko przytrafiają się rzeczy nieprzewidziane i straszne.
Załoga po dotarciu do układu AE Chimaera odkrywa, że zaistniało w nim dość niecodzienne zjawisko astrofizyczne. W rejonie o wysokiej zawartości pyłu i międzygwiezdnego gazu, niejako na ich oczach i w błyskawicznym tempie, jeśli wziąć pod uwagę prędkości takich zjawisk w kosmosie, powstaje nowy twór gwiazdopodobny.
Nie jestem pewny, jak daleko mogę sięgnąć w fabule, by nie zrobić wam brzydkich spojlerów. Myślę jednak, że skoro wiemy, że leci ekspedycja, by nawiązać kontakt, nie będzie dużym zaskoczeniem fakt, że kontakt zostaje nawiązany.
Natomiast sposób w jaki to się dzieje i co z tego wynika, to już jest coś bardzo smacznego i ciekawie opisanego. Jest mocno naukowo, bardzo twardo, ale i emocjonalnie, a jednocześnie z dużą dozą abstrakcji, pozwalającej na spekulacje i interpretacje. I to w nich tkwi siła wydarzenia. W próbach zrozumienia co się dzieje, i dlaczego dzieje się tak, jak się dzieje. Jest gęsto od naukowych rozważań, hipotez i filozoficznych dysput, zarówno tych prowadzonych głosem wewnętrznym z samym sobą jak i tych dyskutowanych z pozostałymi członkami załogi.
Koncepcje filozoficzne gnają jedna za drugą. Naukowe odniesienia do praw fizyki, hipotez i teorii potrafią zaskoczyć i zaspokoić apetyt nawet wymagającego czytelnika Hard SF. O tak, nie doświadczycie tu typowo przygodowej gonitwy za obcymi, strzelanin ani bitew. To nie ten typ powieści. Za to z pewnością pogłówkujecie nad sensem istnienia, celowością życia, źródłem powstania wszystkiego co nas otacza oraz zasadności przekonań religijnych skonfrontowanych z czymś zdawałoby się niepojętym, a jednak twierdzącym, że jest bóstwem.
Nie zabrakło również konfliktów między załogantami, pomimo specyficznego klucza, według którego ich wybrano. Dialogów jest tu co niemiara, postaci są dobrze zarysowane, mają swoje osobowości i chyba tylko, w moim odczuciu, niekoniecznie da się ich lubić. To naukowcy, mocno skupieni na misji, ale każdy z nich niesie ze sobą w kosmos jakiś bagaż emocjonalny i czasem skryte motywacje, których konfrontacja prowadzi do zaskakujących rezultatów. Próżno szukać tu wesołych koleżeńskich pogawędek. Z reguły załoga prowadzi ze sobą spory, często mając ukryte motywy i wciągając się wzajemnie w retoryczne pułapki.
Warstwa naukowa powieści to coś wyjątkowo gęstego. Począwszy od zachowań społecznych na Ziemi, prowadzących do powstania nowych rodzajów paranauki, przez koncepcje fizyczne, które stawiają na głowie nasze postrzeganie świata. Dotyczy to zarówno samego astrofizycznego zjawiska, na które się natknięto jak i tego, co ono wywołuje. Obca istota jest an tyle zaskakująca, że to co autor z nią zrobił i co wymyślił stawia go na czele mojego prywatnego rankingu autorskich pomysłów na obcość. I już gdy myślałem, że wszystko wiem, domyślam się do czego całość dąży, Michał Kłodawski znów mnie zaskoczył, a potem poprawił jeszcze raz.
Innymi słowy, jest to powieść bardzo dobra, ale i szczególnie wymagająca naszej uwagi i skupienia. Nie sięgajcie po nią na pięć minut w autobusie bo zapomnicie wysiąść, a ktoś może na was dziwnie spojrzeć, gdy zobaczy, jak zagapiliście się przez okno, rozważając przeczytaną koncepcję. Polecam serdecznie fanom Hard SF i myślę, że mamy tu bardzo mocnego kandydata do przyszłorocznych nagród gatunkowych.
Karol Ligecki