Opowiadania piórami napisane – recenzja „Fantastyczne Pióra 2018. Antologia Portalu Fantastyka.pl”
Od paru lat mamy urodzaj darmowych antologii wszelakich: Fantazmaty, Rozstaje, publikacje pokonkursowe… Niniejsza pozycja nie pasuje jednak do żadnej z powyższych. Fantastyczne pióra 2018. Antologia portalu fantastyka.pl, bo o niej tu mowa, to zbiór najlepszych – jeśli wierzyć na słowo – opowiadań opublikowanych na portalu fantastyka.pl, stanowiącym notabene zaplecze dla „Nowej Fantastyki”. Zwycięskie utwory otrzymały tak zwane piórka (brązowe, srebrne albo złote), czyli wyróżnienia, które w zależności od poziomu przydzielane są przez lożę portalu lub nawet redaktora prozy polskiej NF – to nagroda poświadczająca jakość tekstu. I trzeba przyznać, że coś w tym jest, bowiem wszystkie opowiadania składające się na antologię – a jest ich szesnaście – stoją na bardzo wysokim poziomie. Nic dziwnego, że portal fantastyka.pl potocznie określa się kuźnią Zajdli.
Zbiór otwiera ciekawa przedmowa redaktora naczelnego „Nowej Fantastyki”, Jerzego Rzymowskiego. Autor pokazuje w niej wyboistą drogę pisarską zarówno na swoim przykładzie, jak i użytkowników portalu.
Każde opowiadanie poprzedzają trafne i celne komentarze z portalu NF: pokazują zalety utworu, zachęcają do lektury – i trzeba przyznać, że jest to całkiem interesujące rozwiązanie. Poza tym antologię okraszono sporą liczbą naprawdę ładnych ilustracji, dobrze oddających treść poszczególnych tekstów. W związku z ograniczonym czasem i nieco pokaźnym szeregiem utworów przyjęliśmy w redakcji „Białego Kruka” taktykę, że każdy redaktor przeczyta kilka opowiadań, a następnie je zrecenzuje (nie oznacza to oczywiście, że nie zapoznaliśmy się z resztą zbioru!). Zachowaliśmy kolejność zgodną ze spisem treści.
Husarz Śmierci
Marek Kolenda
Nie jest tajemnicą, że obrazy Jakuba Różalskiego inspirują artystów wszelkiej maści, w tym i pisarzy. Dobrym przykładem jest przecież antologia SQN Inne Światy. W tym przypadku mamy wręcz dosłowną interpretację jednego z obrazów, gdzie husarz szykuje się do boju z potężnym mechem. Oczywiście zanim do tego dojdzie, fabuła skupia się bardziej na postaci Janiny, gospodyni wiejskiej, matki dwójki dzieci i co ważne, wdowy. Nie jest zadowolona, że mężczyzn ciągnie do wojaczki i poświęcania życia za ojczyznę, jakby to był wieczny cykl. Całość została napisana bardzo przystępnie, klarownie i z pomysłem. Autor unika patosu i pułapek wejścia w martyrologię, tworząc doniosłość chwili, przed którą stoi tytułowy Husarz Śmierci dzięki budowaniu sytuacji, powstałej przez logiczne powiązanie ciągu przyczynowo skutkowego poszczególnych scen. Polecam wszystkim, bowiem jest to naprawdę dobre otwarcie całej antologii.
Grzegorz Czapski
Ziemia
Ania Kurowska
Szkocja i jednocześnie Wirginia, przestrzeń czasowa ponad stu lat, zderzenie odmienności, wreszcie: niesamowitość i racjonalizm – te wszystkie wymienione elementy złożyły się na spójną opowieść, z początku nieco przewidywalną, napisaną językiem sprawnym i przystępnym, ostatecznie zaskakującą, z intrygującym finałem zmuszającym do ponownej lektury. Ziemia Ani Kurowskiej uruchamia dychotomie znamienne dla klasycznych opowieści, swoją historią wpisuje się w dyskurs kolonialny, kreśli opozycje oczywiste i znane. Można zbudować kilka takich charakterystycznych par: po jednej stronie natura, nieujarzmiona, ekstatyczna, indiańska i magiczna, po drugiej: kultura anglosaska, ze swoimi konwenansami i przeświadczeniem o wyższości cywilizacyjnej, nieautentyczna, skrępowana niepotrzebnymi zasadami. Autorka zgrabnie przechodzi od ukazania wydarzeń z XVIII w. do tych umiejscowionych ponad sto lat później. Uwikłana w wewnętrzne i imperialne walki Indianka Sissinnguaq – mianowana również Sissi – w toku opowiadania staje się adeptką szamana Wahkana. Zyskując coś w rodzaju nieśmiertelności, przeistacza się w potężną postać, zdolną do leczenia. Poznaje tajniki magii ziemi – rodzicielki wszystkich stworzeń i roślin. Poprzez zmieszanie ziemi z krwią, potem i łzami Sissi potrafi uzdrawiać i wskrzeszać. Na horyzoncie pojawiają się kolejne pierwszoplanowe postacie: Fiona i jej mąż Edgar Grandwels, szanowany lekarz i uprzedzony rasista, którego głównym celem jest spłodzenie męskiego potomka. Najpierw oschły dla małżonki, wycofany i zanurzony w medycznych eksperymentach, przechodzi wewnętrzną przemianę, niemożliwą do pełnego zracjonalizowania. Ziemia, choć stanowi dosyć modelową realizację przyjętego pomysłu, zaskakuje swoim zakończeniem, a dzięki umiejętnej materii słownej przedstawia opowieść w sposób zajmujący i ciekawy.
Michał Pleskacz
Arecibo
Aleksander Pacion
Nieludzka ludzkość głównych bohaterów jest dobrze wkomponowana narracyjnie w sceny. Przez większą część utworu nie wiemy, do czego historia zmierza. Gdy już się dowiadujemy, choć motyw przewodni jest dobrze znany i wykorzystany wielokrotnie w fantastyce naukowej, wciąż nas zaskakuje, choćby samym przywiązaniem i tak znanymi nam uczuciami między dzieckiem a opiekunką. Zawarcie ich w tak krótkiej historii zasługuje na szacunek. Tutaj więcej niż się wydaje, dzieje się pomiędzy linijkami tekstu.
Karol Ligecki
Uciekające barwy
Katarzyna Szymonik
Opowiadanie opisuje losy pary – Sebastian jest artystą wrażliwym na otaczający go świat i zmienność barw, Marika – marzycielką o zmiennych nastrojach. W wolnym czasie od pracy jako grafik komputerowy główny bohater zajmuje się malowaniem. A maluje nie byle co, bo portret narzeczonej. Jeden tylko detal spędza mu sen z powiek, nie dając się dokończyć: usta. Prace nad nim muszą jednak zostać przerwane, bo bohatera nagle dopada rzadka choroba – przestaje on widzieć kolory.
Tytułowe uciekające barwy symbolizują normalne, szczęśliwe życie. Kiedy bohater traci zdolność ich prawidłowego dostrzegania, traci również zdrowie oraz dawne radosne życie z ukochaną. Im więcej jednak mija czasu w jego niewidzeniu kolorów, tym bardziej przestaje kochać żonę. Autorka dodaje do tego również teorię światów równoległych, a z tekstu wyłania się pytanie – czy gdybyśmy mieli możliwość uciec do alternatywnego wszechświata, żeby znaleźć szczęście, zrobilibyśmy to?
Oprócz historii o niedopasowanym związku jest to historia o duszy artysty – bohatera niezwykle wrażliwego na otaczający go świat, a zwłaszcza na barwy. I kiedy te wszystkie barwy zastępuje wyłącznie czerń, biel oraz znienawidzona szarość, pojawiają się uczucia negatywne. Nagle wizja przyszłości, w której żyje się z ukochaną osobą i dzieckiem, przestaje cieszyć, a staje się pretekstem do kłótni i nieporozumień.
W tekście widać zgrabne pióro, narrator pierwszoosobowy operuje ciekawymi porównaniami i metaforami, czytelnik co chwila natyka się na jakiś intensywny kolor (albo równie intensywny opis czarno-białego świata). Rozdźwięk pomiędzy żywymi barwami a nudną, nijaką szarością jest wyraźny, aż w pewnym momencie tęskni się do świata pełnego barw jak i współczuje narratorowi.
Gabriela Tyńska
Oczy zalane atramentem
Katarzyna Szymonik
Opowiadanie już na samym początku wylewa na serce czytelnika czarny atrament, który powolnie wypełnia jego najmniejsze fragmenty, niszcząc ostatnie cząsteczki tkwiącej w nas nadziei. Historia od początku do końca przepełniona jest narastającą z każdym kolejnym akapitem nostalgią. Porusza wiele tematów bliskich człowiekowi. Zadaje pytania, na które nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Dzięki niej mamy możliwość głębiej zastanowić się nad sensem ludzkiego trwania. Choć fabuła niewątpliwie rozgrywa się w fikcyjnym, dystopijnym świecie, możemy wiele jej elementów przełożyć na nasze realne ludzkie trwanie.
To historia jednocześnie prosta, ale bardzo egzystencjalna i niemal filozoficzna. Szokuje, a może nawet dołuje – przyznaję, że po zakończeniu tej czytelniczej przygody uroniłam kilka łez – ale daje również satysfakcję z odbytej podróży. Opowiada o ważnych rzeczach nie tylko z życia codziennego ludzi jako takich, ale także kobiety odgrywającej ważną rolę w społeczeństwie. Główna bohaterka pokazuje, że macierzyństwo bywa trudne, szczególnie jeżeli wymuszone jest przez siły wyższe, jednak matką – obojętnie, jakie by jej dziecko nie było – zawsze będzie kierowała bezwarunkowa miłość.
Polecam tym osobom, które chcą zadumać się nad życiem i umknąć na chwilę w ramiona mrocznego świata, niebędącego znów tak dalekim od tego, gdzie obecnie żyjemy…
Marlena Urbaniak
Spadkodawcy
Anna Maria Wybraniec
Anna Maria Wybraniec dała się już kilkakrotnie poznać jako autorka opowiadań niesamowitych, dziwnych i osobliwych; (horror) weird ficition w jej wydaniu zawsze jakoś się wyłamuje, kreśli opowieści nieoczywiste, wprawia odbiorcę w zakłopotanie, zastanowienie. Spadkodawcy to niewielkich rozmiarów opowiadanie o Karolu, o jego wyjątkowej babci, o grze w karty, a wreszcie: życiu i umieraniu, bo – cytując fragment – „życie to gra losowa”. Grać więc można o zapałki, jak czyni to Karol w Domu Kultury, aktywizując seniorów, grać można i o życie. Gdy stawką jest to drugie, rzecz staje się znacznie poważniejsza. Babka wspomnianego protagonisty jawi się tu – i tak jest zresztą określana – jako „wiedźma”, „czarownica”, jako postać niezwykła. W jej wydaniu karciana rozgrywka przeistacza się rytuał, namaszczenie, w czary, i każdym komponentem – rysunkiem, słowem, nawet fakturą papieru – wnika głęboko w sferę symbolu. Karty podlegają niemożliwym modyfikacjom, stają się determinantem losu. Pierwiastek niesamowitości splata się tu z czyhającą gdzieś w oddali grozą: grozą w spotkaniu z nieznanym, ale też – a może przede wszystkim – z własną przemijalnością.
Michał Pleskacz
Czerw Zwycięzca
Anna Maria Wybraniec
Bardzo przyjemnie mi się to opowiadanie czytało – szkoda tylko, że takie krótkie, przez co mam też niedosyt. Brakuje mi tutaj tak naprawdę jednej rzeczy… Odpowiedzi na pytanie „Dlaczego?”. Czuć klimat Poego, co uznaję za ogromny plus. Może i występuje dużo wyliczanek, ale jak dla mnie to one tylko budują atmosferę i klimat. Do mojego gustu przede wszystkim przypadło przyjemnie opisane akademickie życie – w pewnym momencie sam się do siebie uśmiechnąłem, bo przeżyłem dosłownie to samo, co nasza bohaterka. I przede wszystkim bardzo dobrze ujęty klimat tajemnicy i grozy.
Moja ocena: 5 pestek słonecznika i pestka dyni. Szkolna ocena: 5+
Bartosz Harasim
Kumari
Radosław Puchała
O bogowie… To były moje pierwsze słowa po przeczytaniu opowiadania Radka Puchały. Oczywiście pozytywne. Moje pierwsze skojarzenia to karuzela emocji, które wylewają się z tekstu, a czytelnik syci się nimi jak winem. Tak samo jak tytułowa Kumari, która stara się odnaleźć drogę do domu, do mamy.
Całość jest pięknie przepełniona symboliką, przede wszystkim tęsknoty, determinacji i cierpliwości, które stanowią esencję utworu. Zwłaszcza patrząc, jak Kumari obserwuje ludzi dookoła. Jednak to nie wszystko, bowiem w opowiadaniu spotkamy również bóstwa, dużo bóstw z kilku panteonów.
Jestem pod wrażeniem, w jaki sposób autor wykorzystał te wszystkie motywy w tekście i plastycznie między nimi przechodzi. Dynamika może nie jest najszybsza, lecz nie o to tu chodzi, bo jak wspomniałem, tutaj najważniejsze są emocje i sposób ich odczuwania.
Całość czytało mi się niezwykle płynnie oraz przyjemnie. Niezwykle oddaje klimaty słowiańszczyzny oraz kultury japońskiej, które sam również cenię. Zaprawdę powiadam wam, tekst jest wart przeczytania i to jednym tchem.
Grzegorz Czapski
Opowieści starego nawigatora. Skowronki i sowy z Keplera 78b
Paweł Wolski
Rozpoczęcie w stylu SF sprzed paru dekad, jakże smacznie podane, łechcze gust czytelnika wyrosłego na „idących nadświetlną” okrętach. Zatęskniłem od razu do romantycznego spojrzenia na międzygwiezdną żeglugę, szczególnie gdy trafiłem na stary, dobry alfabet Morse’a. Narrator zdaje się przyjaznym „kumplem od kufla piwa”, prowadząc opowieść jak historię opowiadaną w pubie. W żadnym wypadku nie należy tego uznać za wadę, a wręcz przeciwnie. Humor rozwiązań na skalę planetarną jest odświeżającą odskocznią od poważnej SF. Nie sposób też nie zauważyć przebijającej w historii sytuacji z Zaklętej w jastrzębia, tyle że w kosmicznej wersji. Prześmiewcze zakończenie, ciekawie wpasowuje się w obecną sytuację na Ziemi. Zdecydowanie ciekawa i zabawna historyjka. Warto przeczytać.
Karol Ligecki
Luminescencyjny pokrak
Łukasz Redelbach
To nie jest łatwe opowiadanie, oj nie jest. Co nie znaczy, że jest gorsze. Autor postawił sobie naprawdę wysoko poprzeczkę, co widać po postaci tytułowego pokraka, opisach świateł i dźwięków, które przemawiają do wyobraźni i ciekawym świecie przedstawionym. Ma się czasem wrażenie, że człowiek nie czyta tekstu literackiego, ale opis impresjonistycznego obrazu, działającego na wiele zmysłów, a nie tylko wzrok. Całość jest tak złożona, że wymaga momentami przystanięcia i zastanowienia się. To dobrze, bo opowiadania, które zmuszają do myślenia, ale takiego ostrego, również są potrzebne.
Grzegorz Czapski
Smakołyk dla dżdżownicy
Łukasz Redelbach
Tutaj akcję rozpoczyna hitchcockowskie trzęsienie ziemi – jesteśmy świadkiem zabójstwa babci przez narratora. Można by złapać się za głowę i wyczekiwać, aż bohater wyląduje w psychiatryku, ale nic takiego się nie dzieje. Zaczynamy zabójstwem, a potem autor zabiera nas w niezwykłą podróż w poszukiwaniu prawdy o tajemnicy zmarłej. Wędrówka poprzez drogi Litwy, a potem Łotwy jest o tyle nietypowa, że główny bohater w pewnym momencie zaczyna… gnić. Naturalistyczne, często przyprawiające o dreszcz opisy z podróży przeplatają się z historią przeszłości denatki, a powiedzenie „miłość aż po grób” nabiera nowego sensu. A do tego wszystkiego pewne wyjątkowo żarłoczne robaki, postpamięć przekazywana w organizmach (niemalże upiorna parodia kręgu życia)… Zapewniam, że po lekturze już nigdy nie spojrzycie obojętnie na dżdżownice.
Gabriela Tyńska
Nocne Radio znów nadaje. Pochwała ciszy
Jarosław Łukasiński
Klasyczny horror z klasycznymi motywami: dzieci same w domu, noc, zima, pozornie zwykły, ale złowrogi ludzki podmiot. Autor bardzo dobrze opisuje świat, dzięki czemu potrafiłem się wczuć w klimat oraz – co uznaję za najlepszą rzecz w tym horrorze – wyobrazić sobie CAŁĄ audycję. No i przede wszystkim mamy tutaj ukazany strach dzieci, działający na ich psychikę – żadne trupy, istoty nadprzyrodzone czy też flaki z krwią zmieszane w ilościach wiaderkowych. Bardzo ciekawi mnie reszta opowiadań – na początku mamy informację o tym, że jest to pierwsze opowiadanie z serii i chętnie przeczytam resztę.
Moja ocena: 5 pestek słonecznika i pestka dyni. Szkolna ocena: 5+. Plus serduszko – więcej takich opowiadań!
Bartosz Harasim
A jednak będzie
Bohdan Pękacki
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak będzie wyglądał koniec świata, lub jak ludzie będą już po żyli? Pewnie tak, w fantastyce książek postapo lub nawiązujących do zagłady planety, jest bez liku. A co z momentem, gdy wiemy, że koniec świata przyjdzie, wcześniej czy później, i chcemy się do niego przygotować? Takie wyzwanie stanie właśnie przed bohaterem opowiadania, przygotować się do nadchodzącej zagłady, o której to informację pozyskał zupełnym przypadkiem, gdy wracał do domu z imprezy. Przygody bohatera, przedstawianego w utworze, o bardzo sympatycznym imieniem – Muminek, są podzielone na części, coś w rodzaju mini rozdziałów. Każdy z nich aż tryska humorem i masą nietuzinkowych postaci, jak na przykład wujek, o niesamowitym wąsie. Do tego opowiadanie posiada masę świetnych, napędzających fabułę dialogów i opisów.
Niektórych może razić fakt, że w samym tekście jest bardzo mało fantastyki. Elementy się pojawiają, ale to dopiero później. Wszystko wynika z faktu, że autor tworzy swój własny gatunek – proto-fantastykę, czyli moment, w którym główna akcja dzieje się przed właściwymi elementami fantastycznymi. Moim zdaniem przy końcu świata wyszło naprawdę fajnie. Utwór czyta się naprawdę dobrze, można nie raz i nie dwa złapać się za głowę i wybuchnąć śmiechem. Jest długie, ale to też plus. Naprawdę coś dobrego i nietuzinkowego.
Grzegorz Czapski
[Miejsce na Twoją reklamę!]
Mateusz „Mytrix” Hengier
Dojrzały tekst, traktujący o zbliżającej się małymi krokami reklamowej rzeczywistości. Sprawny warsztat literacki zapewnia należytą imersję. Czujemy bohatera, a jego życiowe tragedie są nam bliższe, niż się wydaje. Tak kiedyś może wyglądać świat, choć mam nadzieję, że nie będzie. Niepokojąca i wzruszająca opowieść o trudach życia codziennego oraz poświęceniu dla rodziny.
Karol Ligecki
Długo i szczęśliwie
Piotr Targoni
Opowiadanie zaczyna się z przytupem w pedał transportera wojskowego i dalej robi się tylko ciekawiej. Niezwykłe i bardzo ciekawe połączenie baśniowej narracji ze współczesnymi militariami oraz nauką. Mamy również bardzo dobre światotwórstwo, bowiem w utworze trafiamy do znanego nam świata, w którym po wydarzeniu z szesnastego wieku zwanym „Rozproszeniem” pojawiła się magia i związane z nią artefakty. Wisienką na torcie jest przedstawienie sytuacji politycznej, gdzie nawet jeszcze nie doszło do pierwszej wojny światowej. Opowiadanie cechuje również szeroka gama bohaterów o różnych, często polaryzujących ze sobą charakterach. Sceny walki również bardzo mi się spodobały. Są naturalne i logiczne, widać, że autor przygotował się w pewien sposób do napisania utworu.
Całość czytało mi się naprawdę dobrze, i choć opowiadanie długie, to połknąłem przy pierwszym posiedzeniu, praktycznie nie odrywając się od ekranu czytnika.
Grzegorz Czapski
Bieluń i chryzantemy
Piotr Targoni
Zdecydowanie zbyt krótka opowieść! Człowiek czyta z zapartym tchem, oczekując zapowiedzianej największej bitwy w historii, a tu nagle koniec. W mojej głowie pojawiło się za dużo pytań, na które raczej nie znajdę już odpowiedzi, choćby dotyczące zawartości zakopanego pojemnika… Jeśli jednak zadumamy się głębiej i schowamy w duszy swój zawód wywołany krótkością tego tekstu, dostrzeżemy wiele naprawdę wartościowych przekazów, które zyskują rozwinięcie dopiero w naszej głowie. W efekcie historia, mająca zaledwie kilka stron, rozbudowuje w nas samych o wiele więcej wątków prowadzących do egzystencjalnych rozważań nad przemijaniem.
Na uwagę zasługuje tutaj budująca napięcie fabuła, która zaskakuje już od znanych nam słów kołysanki przearanżowanej na klimat opowiadania. Kołysanka urywa się tak gwałtownie i zaskakująco jak sama historia. Do tego te symbole!
Podobały mi się rozbudowane, bardzo obrazowe oraz przyjemne w odczycie opisy, a także postać sołtysowej, która zdaje się trochę ponad fabułą – jako obserwatorka mająca za sobą już wiele śmierci. Szokujące i satysfakcjonujące starcie z literaturą, nawet jeżeli czujemy się zawiedzeni tak krótką przygodą.
Marlena Urbaniak
Należy jeszcze wspomnieć o składzie. Całość jest przygotowana solidnie, zarówno w formacie pdf jak i na czytniki e-booków, dzięki czemu wszystko działa sprawnie. Chwali się również, że w spisie treści wystarczy kliknąć na konkretne opowiadanie i od razu nas do niego przenosi.
Myślę, że wszyscy w redakcji jesteśmy zgodni, że to jedna z lepszych antologii wydanych jak na razie w tym roku. Szesnaście nieprzeciętnych opowiadań, które zasługują na wypłynięcie na szerokie wody. I być może zostaną nominowane do Zajdla w przyszłym roku.