Mocne sygnały – recenzja „Impneurium. Sygnały z kosmosu” Andrzeja Miszczaka
Mam ostatnimi czasy wrażenie, że wśród autorów panuje trend na tworzenie zbiorów opowiadań, które w rzeczywistości są zakamuflowanymi powieściami. Są to książk, w których pojedyncze utwory łączą się ze sobą ciągiem przyczynowo-skutkowym, a ostatnie opowiadania stanowią klamrę dla całości. Bez tego zamknięcia nie ujrzymy historii jako całości zgodnej z zamysłem autora. Istnieje pojęcie „powieści mozaikowej”, które może być w tym przypadku trafnym określeniem. Jak wspomniałem, pozycji tego typu wyszło ostatnimi czasy sporo – podam dla przykładu te bardziej znane, jak Granty i smoki Łukasza Kucharczyka lub Olvido Krzysztofa Rewiuka. Podobnie jest z omawianą tu opowieścią Impneurium. Sygnały z kosmosu Andrzeja Miszczaka.
Książka należy do gatunku fantastyki naukowej. Jej akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości w Europie, a konkretnie w fikcyjnym kraju Lemburgia. Stary kontynent mierzy się z licznymi problemami wewnętrznymi. Konflikty na gruncie religijnym i etnicznym narastają, główną rolę odgrywają w nich uchodźcy nie tylko z krajów afrykańskich lub arabskich, ale również np. z Polski. Zamachy terrorystyczne są w tej rzeczywistości czymś powszechnym, a policja ma problemy z ich udaremnieniem, mimo używania dronów i inteligentnego monitoringu (by nie powiedzieć, regularnej inwigilacji). Ludzie mierzą się również z pokłosiem trzech pandemii oraz dwóch wojen, zwanych razem malowniczo pięcioma dziwkami.
Mimo iż jest to niedaleka przyszłość, gołym okiem widzimy różnice między światem wykreowanym a rzeczywistym. Począwszy od rozwoju sztucznej inteligencji i jej ingerencji w wiele aspektów życia, dosłownie wychodząc z laboratoriów, telefony można zwijać i chować do kieszeni (ktoś może jeszcze pamięta, że jeszcze niecałe dziesięć lat temu były projekty takich telefonów z grafenu). Najciekawiej jednak Miszczak opisał nanotechnologię w służbie medycyny, zwłaszcza w dziedzinie neurochirurgii.
Już w pierwszym utworze autor wrzuca nas głęboko do tego tematycznego kotła, nie pozwalając odpocząć. A to dopiero początek, bo w następnych prowokuje do myślenia poprzez ukazanie w fabule postaci ksenofobicznych, homofobicznych lub cierpiących z powodu straty. Pojawiają się również wątki pamięci oraz nienawiści. Uspokajam, że nie jest to jawna deklaracja poglądów autora, lecz zaproszenie (wciąż prowokacyjne i czasem przerysowane) do dyskusji o tych zjawiskach oraz o tym, w którą stronę może podążyć świat – dosłownie studium przypadku. Rozumiem jednak, jeśli osoby bardziej wyczulone na pewne tematy odbiją się od książki, Miszczak bowiem nie bierze jeńców.
Książka również językowo stoi na dobrym poziomie. Nie zapominajmy, że mamy tutaj mimo wszystko do czynienia ze strukturą bliską zbiorowi opowiadań. Dlatego łatwo jest wpaść w pułapkę nierówności poszczególnych tekstów wchodzących w skład całej publikacji. Na szczęście opowiadania w Impneurium są w miarę równe, a wahania raczej niewielkie. Jeśli ktoś uzna choć jedno za słabsze, będzie to raczej kwestia własnych preferencji czytelniczych. Dodatkowo muszę pochwalić Miszczaka za prowadzenie narracji gęstej jak w porządnym thrillerze (choć tutaj chyba warto nazwać to technothrillerem). Nie ukrywam, że byłem pod wrażeniem starannie prowadzonej akcji i utrzymywania w napięciu, co wywołało emocje w czytelniku. Łącząc to z tematami, które autor podejmuje, trudno pozostać obojętnym. Książka może pozostać w głowie na długo.
Impneurium. Sygnały z kosmosu jest pozycją, która zaskakuje, ale i momentami szokuje. Czy to źle? Uważam, że nie, bo od dobrej opowieści mającej cechy thrillera jest to wręcz wymagane. Miszczak zrobił to w tak dobrym stylu, że książka zostanie z czytelnikiem na dłużej, zmuszając do głębszych refleksji.
Grzegorz Czapski