Jestem samowydawczyni – recenzja serii „Patrycjuszka” Karoliny Żuk-Wieczorkiewicz

Czy zdradzanie już w tytule recenzji, że omawiana seria została wydana przez autorkę samodzielnie, nie jest samo w sobie wartościujące? Owszem, i to jeszcze jak. Bo Patrycjuszka, a zarazem działalność Karoliny Żuk-Wieczorkiewicz wokół rozwijanego uniwersum, to zdecydowanie przepis na udany self-publishing. Taki, w którym autorka jest panią swojego przemyślanego świata – zarówno tego literackiego, jak i wydawniczego (samodzielnie tworzy oprawę graficzną oraz wykonuje skład). O byciu self-publisherką zaś mówi z dumą.
Żeby przełamywać schematy i wywalczyć to, czego się pragnie, trzeba być upartym – i tu przechodzę płynnie do Eurein Tessaro, czyli tytułowej bohaterki trylogii. Patrycjuszowskie dziecko odbywa nie tylko dosłowną podróż w poszukiwaniu zaginionego ukochanego, ale również tę wewnętrzną, od żyjącej ideałami dziewczyny ku dojrzałej, zahartowanej, odartej ze złudzeń kobiety. W tym wszystkim towarzyszy jej pochodzący z zupełnie odmiennej rzeczywistości wiedź… wróć, przedstawiciel starożytnej rasy Amainów. No dobrze, jeśli kochacie Geralta z Rivii, bardzo możliwe, że polubicie się również z Avero an Daarem. A kto wie, czy bardziej nie przypadnie Wam do gustu Kasaar – tutejszy papcio Vesemir, ale taki, na którym niejedna czytelniczka zawiesiła oko (jeśli jesteś jedną z nich – koniecznie sięgnij po opowiadanie Oleander!).
Czy w takim razie trylogia Patrycjuszka to powieści dla kobiet? Z pewnością mamy tu do czynienia z romansem, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu – niewyidealizowanym, dziejącym się w atmosferze strachu, ryzyka, niepewności i niebezpieczeństwa, a co szczególnie ważne: pokazanym subtelnie i z gustem. Scena, która najbardziej w tym kontekście zapadła mi w pamięć, to okoliczność „pierwszego razu” opisana z perspektywy kobiety – dawno nie spotkałam się z tak dojrzałym punktem widzenia, bliższym życiu niż fantazji, a przy tym niepozbawionym czułości.
Mamy więc charakterne kobiety (celowo nie piszę „silne i niezależne”, bo słabym i zależnym – całe szczęście! – zdarza się być tutejszym postaciom, i to bez względu na płeć), iskrzące uczucia, a do tego wszystkiego toczącą się w tle polityczną intrygę… i żmijuna [najlepsza postać – wtrącił rednacz], który stał się już poniekąd znakiem rozpoznawczym autorki. Wyobraźcie sobie, że Targaryenowie zamiast dosiadać smoków, porozumiewają się z nimi myślami i dzięki stosunkowo niewielkim rozmiarom noszą je na ramieniu. Brzmi zachęcająco?
Przy wielu zaletach Patrycjuszki dała mi jednak o sobie znać pewna niedoskonałość trylogii, której być może teraz – gdy możecie przeczytać kolejne części jedną po drugiej – nie zauważycie. W warstwie kompozycyjnej odczułam, że w pierwotnym zamierzeniu historia miała być jednotomowa. Publikowane kolejno Choćby na koniec świata, Jestem Tessaro i Stawką jest królestwo skupione są wprawdzie na konkretnych wątkach, poniekąd zasugerowanych w tytułach, jednak zabrakło mi mocniejszych fabularnych akcentów, które nadawałyby poszczególnym tomom pewną niezależność. Na szczęście całość spięta jest sympatyczną, słodko-gorzką klamrą, która pozostawia czytelnika z poczuciem zgrabnego domknięcia całej historii.
No właśnie, czy rzeczywiście dostałam wszystko, czego oczekiwałam? Tutaj nasuwa mi się być może bardziej subiektywne spostrzeżenie – chociaż powieściowe wątki nie pozostawiły dziur fabularnych, zabrakło mi samego świata jako miejsca, w którym chciałabym zadomowić się na dłużej, a nawet pobłądzić i odkryć coś nowego. Chociaż za sprawą podróży bohaterów poznajemy różnorodne miejsca i elementy miejscowej kultury (w tym autorską grę planszową), mimo wszystko czuję pewien niedosyt. Może to dlatego, że autorka knuje już następne opowieści z uniwersum Avaroth, w których będzie uzupełniać kolejne białe plamy? Nastawiam się na to, że nie wyłożyła jeszcze wszystkich kart na stół i niebawem zaserwuje nam więcej.
O tym, że książki z serii Patrycjuszka są wydane przez autorkę samodzielnie, można przekonać się na pierwszy rzut oka. Wyróżniają się bowiem spośród masowych pozycji oryginalnością i świeżością, a co więcej, przyciągają oko staranną, przemyślaną i spójną oprawą graficzną. A jeśli potrzebujecie dodatkowego potwierdzenia, że po Patrycjuszkę warto sięgnąć – Eurein Tessaro została okrzyknięta Fantastyczną Bohaterką w organizowanym przez Pyrkon konkursie „Fantastycznie Utalentowani”.
Dzięki takim autorom jak Karolina Żuk-Wieczorkiewicz self-publishing objawia się jako sposób wydawania, który daje nam, jako czytelnikom, perspektywę czegoś nowatorskiego, wyrwanego z bezpiecznych schematów i pozytywnie zaskakującego, a do tego prezentowanego w profesjonalnej oprawie. Parafrazując Eurein Tessaro, pozostaję zainspirowana przesłaniem płynącym z postawy autorki: „Jestem samowydawczyni. Spróbuj mnie powstrzymać, rynku wydawniczy”.
Natalia Kubicius