„Jakie gusła, panie! Jakie gusła?! To żadne gusła, żadne bujdy!” – przerażająco realistyczny świat słowiańskich stworów, czyli recenzja „Żertwy”

Morowa Dziewica. Bisurkania. Mokosza. Zmora. Rusałki. To jedne z wielu fantastycznych postaci, na których spotkanie wyrusza czytelnik wespół z bohaterami Żertwy. Choć zdarzają się pozytywne wyjątki, to jest ich naprawdę mało – w opowiadaniach niebezpieczne konfrontacje znacznie przeważają i często mają przerażające konsekwencje dla śmiertelników nienależących do słowiańskiego świata natury i demonów.

Michał Cetnarowski we wstępie do antologii pisze, że „intensywny pochód tematyki słowiańskiej przez polską fantastykę datuje się co najmniej od dekady z okładem, trudno zatem mówić, że to zjawisko nowe […]”, podając literackie przykłady zarówno już zadomowione w polskiej fantastyce, jak i te dopiero w nią wkraczające. To pokazuje, że zainteresowanie słowiańszczyzną jest żywe i ciągle rośnie (dowodem na to mogą być także książki z serii „Wierzenia i zwyczaje” wydawnictwa Replika czy projekt Allegro z 2015 r.: Legendy polskie). Gdzie w tym wszystkim mieści się Żertwa? Z jednej strony antologia wpisuje się w polską fantastykę i literaturę grozy, z drugiej wykracza poza schematyczne ramy i wyznacza nowy kierunek horroru – słowiańskość tam przedstawiona jest mroczna i dzika, fascynująca, ale niebezpieczna, wabiąca, ale nieprzyjazna zwykłym zjadaczom chleba.

Czytelnik staje w obliczu pradawnych istot, które nie tylko poszły w zapomnienie, lecz także przestano się ich bać. Żertwa pokazuje jednak, że słowiańscy bogowie i stwory z ludowych podań wcale nie zniknęli – żyją w pamięci tych, którzy są najbliżej natury; kryją się w lasach, ruinach i zapomnianych przez świat wioskach. Czają się w ukryciu i czekają, aż nadejdzie czas zemsty – moment, w którym zarazą, krwią i śmiercią odbiorą to, co ich. Antologia ta budzi uśpiony w nas pierwotny lęk przed nieznanym. Od pierwszych stron zostajemy rzuceni na głęboką wodę, na powierzchni której dryfujemy do ostatniego opowiadania. I przez cały czas towarzyszy nam nieprzyjemne uczucie, że coś w ciemnych głębinach pod naszymi nogami ciągle nas obserwuje i wyciąga ku nam swe obślizgłe macki.

Na dużą pochwałę zasługuje dwutorowe ujęcie naszych rodzimych wierzeń, bo z jednej strony akcja toczy się we współczesności, z drugiej zaś cofamy się do przeszłości, gdy wiara w demony, wąpierze i wiedźmy była na porządku dziennym. Światy słowiańskich potworów i zwykłych śmiertelników czasem się przeplatają, czasem są tym samym, a czasem jest między nimi cienka granica, której przekroczenie powoduje katastrofalne skutki. W trakcie lektury poznajemy rozmaitych bohaterów, którymi kierują ciekawość, pożądanie, ale też strach o własne życie. Normalność prezentowana w opowiadaniach Żertwy jest pozorna – zarówno rzeczywistość, jak i tkwiące w niej postaci przypominają twory wyjęte z twórczości Grabińskiego. Jak pisze Wojciech Gutkowski w monografii poświęconej polskiemu pisarzowi grozy: „Wszystkie jego [Grabińskiego – WG] historie dzieją się jak gdyby tuż obok, pośród nas […], ale gdy się głębiej w nie wejdzie, owa rzeczywistość znajoma zacznie się stawać coraz bardziej obca, odmieniona, niesamowita, groźna, przejmująca dreszczem niepojętego lęku”.

Żertwę dobrze sobie dawkować, by poznawanym historiom pozwolić osiąść w naszych umysłach. Zakorzenić się. Rozłożyć. To ważne, bo antologia prowokuje do myślenia i wielką stratą byłoby potraktować ją wyłącznie jako lekką lekturę na chłodne i mroczne jeszcze wieczory. Sposób, w jaki autorzy Żertwy ujęli słowiańskość, sprawia, że każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Myślę, że z takim wykorzystaniem rodzimych wierzeń jeszcze nie mieliśmy do czynienia, a nawet jeśli, to na pewno nie na taką skalę. Pojawia się zatem kilka pytań. Czy antologia jest dla każdego? Uważam, że tak. Oprócz wątków fantastycznych czy horrorowych pojawiają się elementy ludyczne, romansowe, przygodowe, a czasem nawet komediowe. Czy jest to książka, do której się wraca? Być może, ale bardziej wyrywkowo. Po jakimś czasie po lekturze w mojej pamięci wyryło się kilka z wielu opowiadań Żertwy. Nie dlatego, że inne teksty były słabsze, bo każdy prezentuje naprawdę wysoki poziom literacki. Powodem jest to, że zapamiętane przeze mnie utwory uderzają w moje zainteresowania i słabości, każą mi zastanawiać się nad otaczającym mnie światem – i kiedy dojdzie do tego momentu, że czytelnik zacznie analizować swoje otoczenie i samego siebie po przeczytaniu danego tekstu, wtedy autor może być pewien, że świetnie wykonał swoją robotę. Nie będę wymieniać moich ulubieńców, żeby nikomu nie psuć zabawy. Podejdźcie do tej lektury jak ja na początku – nieświadomi tego, co was czeka.

Dawni Słowianie składali swym bóstwom całopalną ofiarę, żertwę. Podążmy więc ich śladem. Poświęćmy swój czas. Zanurzmy się w pradawny, słowiański świat. Pokażmy, że choć nasze dziedzictwo zostało zapomniane, to wciąż żyje i wreszcie otrzymuje zabrany mu przed stuleciami głos.

Agata Gołąbek