Elfy na gigancie – recenzja „Ucieczki Apsary” Katarzyny Podstawek i Katarzyny Rutowskiej

Nie ukrywam, recenzja będzie dla mnie trochę osobista. Myślę, że dobrze będzie przyznać się już na starcie, że na Ucieczkę Apsary czekałem. Naprawdę czekałem, bo kibicowałem autorkom, czyli Katarzynie Podstawek i Katarzynie Rutowskiej, już od dawna. Pamiętam, jak opowiadanie Susza od Kasi Podstawek, jedno z pierwszych opowiadań z uniwersum, pojawiło się na skrzynce „Białego Kruka” w 2021 roku. Utwór od razu przyciągnął naszą uwagę, zwłaszcza światotwórstwem, egzotycznym podejściem do fabuły, ciekawym bohaterem – Czadaramą i w ogóle nowym, nieznanym nam do tej pory obliczem elfów. Jakby wyciągniętych z głębin hinduskiej mitologii. Opowiadanie trafiło do numeru 16/2021 – „Cztery pory roku fantastyki”. Potem przyszedł szok, bo Susza dostała nominację do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Od tamtego czasu autorki pracowały nad kolejnymi opowiadaniami oraz powieściami, by w końcu wydać Ucieczkę Apsary. Jak im się to udało?
Głównymi bohaterami powieści są Elaman, złota elfka z Wysokiego Rodu, trochę zagubiona przez życie pod kloszem rodziny, oraz Czadarama z Paharamu, kapłan, pielgrzym (niektórzy mówią, że fanatyk religijny). Historia tych dwojga jest głównym wątkiem powieści, do tego z dobrze poprowadzonym wątkiem miłosnym – ba, powiedziałbym wręcz, że NATURALNYM, ale o tym napiszę później. Mam wrażenie, że te postacie zostały wykreowane trochę przeciwko stereotypom, jakie słyszymy o romantasy. Elaman nie jest miss Elfoversum, ma liczne talenty, ale bez przesady. Czadarama to z pewnością nie typ Adonisa, ale umiejętności bojowych, które zdobył podczas treningów w świątyni, odmówić mu nie można. Znów użyję tego słowa – ci bohaterowie są dla mnie naturalni, napisani wiarygodnie.
Innymi ważnymi postaciami, o których warto wspomnieć, jest wuj Elaman – Saanonis. Ciepła klucha, pantoflarz, momentami nieodpowiedzialny, choć dobroduszny elf, o złotym sercu. Egzaltuje życie niczym sam Robert Makłowicz. Uwielbiam go, jego kreacja jest dla mnie genialna i lubię każdą scenę, w której występuje. Gdyby książka była napisana całkowicie z jego perspektywy, pokazującej jego przygody, jak goni za swoją niesforną siostrzenicą, to bym się nie obraził.
Warto dodać, że dawno nie czytałem książek romantycznych i tych przeznaczonych dla młodzieży. Po prostu jakoś mi z nimi nie po drodze. Jednak Ucieczkę Apsary czytało mi się bardzo przyjemnie, właśnie jako książkę dla młodych dorosłych, o ludziach (choć może tutaj wypada doprecyzować, że o elfach) wchodzących w świat dorosłych, którym nie do końca podobają się scenariusze, jakie ich rodzina lub społeczeństwo dla nich stworzyli. Widzimy to najlepiej w postaci Elaman, która mimo pochodzenia z wysokiego rodu wcale nie chce spełnić woli matki o zostaniu magiem. Z początku do końca nie wie, co by chciała zrobić, gdyby udało się jej uwolnić, co jest częstym problemem młodych dorosłych. Podejrzewam, że wiele osób w klasie maturalnej miało ten problem, że mimo iż od nich tego oczekiwano, nie wiedzieli, co dokładnie chcą w życiu robić. Jednak gdy pojawia się Czadarama, znajduje swój cel w poznawaniu innych kultur. Poza tym autorki poruszają jeszcze inne problemy, jak np. seksizm, rasizm czy stosunek społeczeństwa do par mieszanych (pochodzących z różnych kultur).
Tutaj też warto zaznaczyć, że poznanie się dwojga głównych bohaterów powieści jest (co też konsultowałem z bardziej oczytanymi w romantasy koleżankami) jednym z bardziej nietypowych, a zarazem normalniejszych, jakie można spotkać. Nie jest to wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Nie jest to tak zwane from hate to love. Elaman i Czadarama spotykają się w knajpie i upijają. Nawet jak razem uciekają, to ich uczucie wcale nie jest rozpalane od razu, a bardziej stopniowo. Powiedziałbym nawet, że naturalnie.
Język jest również ważnym elementem, o którym warto wspomnieć. Jest… ciepły. Ogólnie lektura Ucieczki Apsary należy do tych lekkich, przyjemnych. Jakby każdą literkę owinięto kocykiem (lub to czytelnika zachęcano do wzięcia kubka herbaty i owinięcia się kocykiem). Możliwe, że autorki chciały, by odbiór książki podczas lektury był „przytulny” (od angielskiego cozy fantasy), co jest popularnym zabiegiem, który mogę porównać do Legend i Latte Travisa Baldree, a z naszego polskiego podwórka do cyklu Necrovet Joanny Gajzler.
Warto wspomnieć, że autorki znane są z fascynacji kinem (Bollywood to tylko jeden z wielu rodzajów kina indyjskiego) i kulturą Indii oraz Bliskiego Wschodu. Choć to za mało powiedziane, one są w tym zanurzone po same uszy. Widać to w powieści, na którą przelały swoją fascynację, bo Paharam to przecież ich autorska wizja Indii. Autorki dzielą się z nami licznymi smaczkami kulturalnymi, nieznanymi przeciętnemu czytelnikowi nieinteresującymi się tamtymi rejonami świata. Dla mnie to duży plus, który służy światotworzeniu.
Ogólnie polecam przeczytać Ucieczkę Apsary, nawet jeśli, podobnie jak ja, nie czytacie powieści młodzieżowych lub romantasy (nie myśl o Rzymie, nie myśl o Rzymie…) na co dzień. Jest to inne podejście do konwencji, książka przemyślana i z pomysłem na siebie. Do tego napisana bardzo przyjemnym i ciepłym językiem, który nadaje całej historii lekkości. Bez gry o wielkie stawki.
Grzegorz Czapski