Spotkanie z Kaori Nakamurą – Recenzja „Kaori” Marty Sobieckiej
Kaori Marty Sobieckiej kusi nas na starcie śliczną, kolorową okładką, sugerującą, może trochę na przekór, świat, w którym bohaterce przychodzi się poruszać. Nic bardziej mylnego. To tylko pozory, które sami sobie możemy stwarzać, bo o warstwie zalegającego pod nią brudu zdajemy sobie sprawę później, wraz z lekturą.
Marta przedstawia nam świat niedalekiej przyszłości, w której szybko rozpoznamy elementy typowe dla cyberpunkowej konwencji, zadomowionej już dobrze w fantastyce naukowej i niejako przez indukcję wymuszającej ich obecność. Jest to więc świat pod kontrolą wielkich korporacji, coraz bardziej wyzuty z wyższych uczuć, które, jeśli jeszcze są, to oddelegowane w formie elektronicznej, zrobotyzowane dla naszego kuriozalnie rozumianego dobra. Skryte, ustępujące wymyślonym za nas normom.
Kaori Nakamura pracuje w policji, zdominowanej przez mężczyzn i ich punkt widzenia świata, ich oczekiwania, przekładające się na oczekiwania społeczne wobec kobiet w ogóle. Jest postrzegana nie przez dobrze wykonywany zawód i zdolności, a przez płeć i biologicznie narzuconą funkcję. Radząc sobie z takimi przeciwnościami losu, Kaori, jako specjalistka od cyberprzestępczości prowadzi śledztwo w sprawie awarii robota pełniącego funkcję opiekuna do dzieci. Awarii nietypowej, bo teoretycznie nie mogącej zajść, zarówno z uwagi na technologię, jak i oprogramowanie.
I to jest w zasadzie główna oś fabularna, acz myliłby się ten, kto powiedziałby, że to wszystko. Kryminalny cyberpunk i tyle. Tymczasem autorka pokazuje nam sukcesywnie kolejne warstwy społeczeństwa, grup teoretycznie sobie przeciwnych, a jednak zaplątanych we wzajemne zależności, jak ekosystem, w którym zawsze ktoś kogoś zjada, ale i czasem broni, choćby po to, by zachować sobie żywność na później. Zwłaszcza tak wyglądają krzyżujące się drogi policji i przedstawicieli Yakuzy, w powieści Kaori.
Drugim wątkiem, równie ważnym, jeśli nie ważniejszym, jest poszukiwanie samej siebie, odnajdywanie drogowskazu na emocjonalnej ścieżce w coraz bardziej skomplikowanym świecie, kreowanym przez technologię, nad którą tracimy kontrolę. Na ile powinniśmy ulegać normom społecznym i oczekiwaniom wobec nas samych, by zyskana akceptacja nie stała się naszą klatką?
Czy w stylu typowo azjatyckim, nasze uczucia powinny ustąpić i zejść na drugi plan? Czy ktoś ma prawo tego od nas oczekiwać? Czy sami nie karlejemy, kastrując swoją indywidualność i potrzeby w imię poklepania po plecach i cieplejszego, ale powierzchownego spojrzenia?
Na to zawsze aktualne pytanie szukamy odpowiedzi wraz z Kaori Nakamurą, nawigującą w tej zdradliwej sieci pomiędzy życiem prywatnym, a potrzebami szefów, kolegów z pracy czy sił stojących ponad tym wszystkim, zdolnych zwyczajnie zrobić z nami co chcą.
Kolejną i ważną warstwą powieści są też problemy naszego obecnego świata, których część z nas już doświadcza, jak choćby dzieci i młodzież zatracające się w internecie, wpadające pod wpływy celebrytów i gwiazd, równie sztucznych jak wirtualna rzeczywistość, a jednak równie skutecznie oszukujących zmysły.
Innymi słowy to powieść zaangażowana, nie będąca tylko szybką rozrywką, literackim fastfoodem spod znaku cyberpunk. Co prawda nie dostaniemy tu nawałnicy niesamowitych wynalazków, typowej dla mocnego testosteronowego stylu choćby Richarda Morgana, czy śmierdzącego węglowodorami miasta Williama Gibsona. To proza w swej narracji spokojniejsza, choć wcale przez to nie mniej niepokojąca. Dostaniemy tu za to jaskrawe przykłady tego co naprawdę nadchodzi, a w niektórych aspektach już tu jest, a gdy zdajemy sobie z tego sprawę, skóra cierpnie.
Skoro już mówię o technologii i wynalazkach, co jest dla mnie osobiście jednak warstwą bardzo ważną, tychże nie brakuje, acz nie wyskakują nam z każdej strony powieści. Spodobała mi się sensorama, sprawnie wpleciona w fabułę i nie pełniąca tylko roli elementu w tle. Z kolei techniki medyczne, zastosowane, by pomóc ofierze, są o tyle niepokojące, że już istnieją i wcale nie wiem, czy bym się im poddał w przypadku, jaki spotyka niewinnego chłopca.
Oczywiście cała powieść to nie tylko rozmyślania bohaterki prowadzącej śledztwo i jej podróż przez gąszcz technologicznego świata, są też dynamiczne akcje, sceny walki i przemoc fizyczna, ale służą tu fabule i jej nie zastępują. Dzieją się tam, gdzie dziać się muszą.
Język i styl autorki są czyste, sprawne, przez tekst się płynie, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że podczas lektury uspokajałem się, jakbym nie czytał o zagrożeniach w pracy policjantki. Co nie znaczy, że powieść nie wywołuje emocji, robi to i to dobrze, ale w ten delikatniejszy, choć nie słabszy sposób.
Podsumowując, powieść jest przyjemna, pozostawia po sobie ślad i czegoś ważnego nas uczy o świecie, przestrzega przed tym, co tak łatwe i na wyciągnięcie ręki, a katastrofalne w skutkach. Jest też bardzo dobrym sposobem na wciągnięcie w nurt Cyberpunka kogoś, kto jeszcze go nie poznał, a nie chce odbić się od twardej, najeżonej neologizmami i wynalazkami hardkorowej prozy pisarzy stawiających na bardzo odległą przyszłość i daleko idące spekulacje. Z Kaori Nakamurą spotkam się chętnie jeszcze raz, jeśli autorka wymyśli dla niej kolejną przygodę.
Karol Ligecki